Historia Violi



Długo mi zeszło abym podzielił się z osobami które dotknęła ta choroba. Otóż w 2009 r. w listopadzie doznałem udaru pnia mózgu z następowym Zespołem Wallenberga ,prawej strony. Byłem w takim stanie że…

Zachorowałam 6 stycznia 2001 roku w Wilnie, gdzie akurat tam przebywałam.

Obudziłam sie rano i mówię do męża: zabierz swoja rękę spode mnie, bo chce wstać, a on na to: to nie moja, a twoja ręka. No to ja mówię: g….pi jesteś, jakby była moja, to bym ja czuła. Zrozumiał  wtedy, że coś jest nie tak i zadzwonił po Pogotowie, które przyjechało dość szybko i zabrało mnie do Szpitala Uniwersyteckiego w Wilnie.

Podczas jazdy karetką straciłam przytomność, której nie odzyskałam  przez pięć kolejnych dni. Chciałabym podkreślić, że w tym czasie mój mąż nie odchodził od mojego lóżka i spał z głową na szafce szpitalnej, a w między czasie biegał za lekarzami, chcąc dowiedzieć sie co właściwie sie stało. Lekarze mieli duży problem, bo ze wszystkich badań wynikało, że jestem okazem zdrowia. Dopiero tomografia komputerowa wykazała, że w średniej arterii mózgu znajduje sie krwiak o wielkości 4,1×3,5 cm.

Po pięciu dniach odzyskałam przytomność i wcale mi sie to nie spodobało, bo w tym stanie było mi dobrze i błogo. Nigdy w życiu tak nie wypoczęłam. Obudziłam się z całkowitym paraliżem lewej strony ciała. Wszelkie próby posadzenia mnie kończyły sie fiaskiem- nie byłam w stanie  siedzieć. Przewracałam sie jak wanka- wstanka, taka śmieszna zabawka dla dzieci. W tym czasie ja sie śmiałam, a mój mąż płakał.

Na Oddziale Neurologicznym spędziłam 20 dni, po czym zostałam przeniesiona na Oddział Rehabilitacji. Na tym oddziale zauważyłam, że takich ludzi jak ja jest dużo więcej, o czym będąc zdrowa nigdy nie pomyślałam.

Moim pierwszym zwycięstwem było to, ze powiedziałam sanitariuszowi, ktory przyszedl w nocy, że nie chce basenu. Chciałam aby mi pomógł przesiąść sie na wózek i sama pójść do ubikacji (w duchu krzyczałam – hurrraaaa). Nigdy nie zapomnę  wyrazu jego twarzy – tak, nauczyłam sie przesiadać na wózek i poruszac sie na nim przy pomocy prawej ręki i nogi. Rehabilitacja w tym czasie przebiegała bardzo ciężko, ponieważ lewa strona była bardzo boląca. Po miesiącu na tym oddziale ,, bracia litwini,, stwierdzili, ze nic wiecej dla mnie nie mogą zrobić i zostałam wypisana z diagnoza – skazana do końca życia na wózek inwalidzki. W tym momencie powiedziałam do męża: zostaw mnie jeszcze sobie ułożysz życie, a on odpowiedział:  nie ! – dopóki ty będziesz walczyć –  ja będę przy tobie. Odwiózł mnie do Suwałk, gdzie z nadzieja czekały moje nastoletnie córki.

Po kilkudniowym pobycie w szpitalu Suwalskim zostałam przewieziona do Suwalskiego Centrum Rehabilitacji. Cały czas nie tracąc nadziei poddawałam sie wszystkim zaleconym zabiegom, które przede wszystkim oparte były na ćwiczeniach na podwieszkach. ćwiczenia te zwiększały u mnie przede wszystkim spastykę, cóż wierzyłam wtedy, ze tak być musi.

Pobyt w tym ośrodku trwał 1,5miesiąca i żadnej znaczącej poprawy nie było, wręcz przeciwnie zwiększyła się spastyka. Przy wypisie zapytałam panią ordynator, co ze mną będzie dalej? – w odpowiedzi usłyszałam:

Co ma być to będzie.

Teraz z perspektywy czasu zrozumiałam, bo przecież jesteśmy takimi samymi ludźmi, tylko inni nas nie potrafią zrozumieć. Po powrocie do domu popatrzyłam na swoje dorastające dziewczyny i postanowiłam, że nie mogę swoja niepełnosprawnością zmarnować im życia. One muszą pokończyć szkoły i żyć dalej swoim normalnym młodzieńczym tokiem…. Było ciężko, a nawet bardzo ciężko. Wszystkie czynności samoobsługowe zajmowały mi mnóstwo czasu, a ja jeszcze postanowiłam, ze nadal będę im gotować.

Przy pierwszych naleśnikach zasłabłam, ale wzięłam sie w garść i powoli jakoś poszło. Poza tym dojeżdżałam okresowo na suwalska rehabilitacje, która dodatkowo powiększała mi swastykę. Ponadto „jego wysokość ZUS” odmówił mi przyznania renty, bo jeśli między ustaniem zatrudnienia ,a zachorowaniem minęło więcej jak 18 miesięcy, to renta sie nie przysługuje(ale to jest oddzielna historia)

Po dwóch latach wstałam z wózka i okazało się, ze mogę jeździć na turnusy rehabilitacyjne – huuuurrrraaaa.

Zaczęłam poznawać nowe metody rehabilitacji, cudownych oddanych swojej pracy ludzi i innych nieszczęśników takich jak ja będących czasem w dużo gorszej sytuacji. Po czterech latach od wystąpienia udaru ,, biegając po necie znalazłam stronę kliniki rehabilitacji w Bydgoszczy, a na niej fotografie pana profesora Talara. Popatrzyłam  głęboko w jego oczy i pomyślałam sobie fajny gościu, co mi szkodzi. Napisałam do niego list polecony, w którym opisałam swój przypadek z zapytaniem: Czy mam nadzieje na lepsze życie? – cuda zdarzają sie codziennie, u mnie też. Po dwóch miesiącach dostałam zaproszenie do kliniki na czterotygodniowy pobyt.

W klinice okazało się, ze przy pomocy metody PNF mogę zrobić mostek- ja mostek? Początkowo nie wierzyłam. Uświadomiłam również sobie, ze PNF jest to jedyna słuszna metoda w moim przypadku. Co prawda profesor  wyrzucił mnie po 3 tygodniach za to , ze notorycznie nie było mnie na obchodzie porannym. Nie było mnie, bo w tym czasie miałam basen, który dla mnie był ważniejszy. Pobyt w klinice uświadomił mi, ze WYGRAŁAM Z UDAREM.

Fakt rękę mam niewładna, nogę sztywną, ale w domu jestem samodzielna i poruszam sie bez laski. Leżałam na sali z dwiema ślicznymi dziewczynami: Kasia 21lat i Paulina 20 lat. Paulina wybudzona ze śpiączki bez żadnych funkcji ruchowych i Kasia sparaliżowana obustronnie przez zatrzymanie akcji serca, mimo wszystko ich matki codziennie ciągały je na rehabilitacje i zabiegi z fizjoterapii.

Napatrzyłam się też na innych pacjentów z uszkodzonym mózgiem i doszłam do wniosku, że naprawdę mi sie poszczęściło. Poza tym każdy człowiek jakiegoś ,,robaka,, ma w sobie, który nie od razu jest widoczny. Teraz juz nie muszę sie malować przed wyjściem i tak wszyscy na mnie patrzą teraz można powiedzieć prowadzę zwykle życie. Niestety nie jeżdżę juz na rehabilitacje.

NFZ już mi odmówił leczenia, a złote zapasy juz sie skończyły. Ćwiczę sama w domu tyle ile mogę. Poza tym prowadzę  dom, sprzątam, gotuję. Niedawno urodziła mi sie wnuczka – jestem babcią, życie toczy sie dalej.

Moje życiowe motto po udarze: „Masz siłę, masz wiarę ,nie poddaj się! Nie żyjesz za karę”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *